W wywiadzie ze mną dotyczącym urlopów, wyemitowanym przez Radio Gdańsk, zachęcałem do zadbania o siebie i skorzystania z prawa do urlopu. Dla tych z Państwa, którzy nie wysłuchali audycji – zalecałem, aby co roku brać co najmniej jeden trzytygodniowy urlop. Dobrze, aby taki urlop był połączony z wyjazdem, dobrze przemyślany i zaplanowany, a przez to dostosowany do naszych potrzeb. Warto również podczas urlopu zadbać nie tylko o sferę fizyczną, ale i duchową (dobra lektura, medytacja, rekolekcje, itd.). Krótki wywiad i to nastawiony na aspekt prawny – to zdecydowanie za mało, aby opowiedzieć o rzeczywistym sensie i często niedocenianej roli, jaką w naszym życiu czy przedsiębiorstwach pełnią lub powinny pełnić urlopy.
Trzytygodniowy urlop może wydawać się tak długi, że aż niemożliwy.
Takiego standardu urlopu nie gwarantują też przepisy prawa pracy, w tym przepisy prawa międzynarodowego. Jak wiadomo jedna minimalna część urlopu musi trwać co najmniej 14 kolejnych dni kalendarzowych (art. 162 Kodeksu pracy, ustawa z dnia 26 czerwca 1974 r., tekst jedn. Dz.U. z 2018 r., poz. 917 ze zm.).
Jak też wiadomo, czasami z różnych względów (pracodawca, klienci, sprawy finansowe, itd.) bardzo trudno jest wziąć urlop dłuższy niż tydzień. Tymczasem nawet dwa tygodnie urlopu mogą okazać się niewystarczające, aby naprawdę odpocząć. Dlaczego? Jest co najmniej kilka powodów…
Po pierwsze – nie odpoczywamy od pierwszego dnia urlopu. Jesteśmy żywymi istotami. Naturalnie więc przeżywamy zmianę, którą jest dla nas urlop – finalizacja spraw na miejscu, finalizacja spraw związanych z urlopem, podróż i zmiana otoczenia. Potrzebujemy na przeżycie tego wszystkiego i czasu i energii. Dodatkowo, w pierwszych dniach urlopu towarzyszy nam jeszcze napięcie charakterystyczne dla codzienności. Wbrew pozorom mija trochę czasu aż to napięcie z nas zejdzie. Nie jesteśmy robotami – nie możemy natychmiast przestawić się z „trybu” pracy na „tryb” urlopu.
Po jakimś czasie, np. po kilku dniach napięcie z nas schodzi, rozluźniamy się, zaczynamy odpoczywać. Niestety „rozluźnia się” także nasz układ odpornościowy. Możemy zachorować. Czy kiedyś zdarzyło się Panu/Pani/Tobie złapać przeziębienie albo grypę na urlopie? Wyższe ryzyko choroby podczas pierwszych dni urlopu częściowo może wynikać paradoksalnie z tego, że zaczynamy tak naprawdę odpoczywać. Spada czujność naszego organizmu. Może to też wynikać z różnych innych czynników, jak zmiana środowiska, stres z nią związany, itp. Ile trwa przeziębienie – leczone i nieleczone – niestety dobrze wiemy: i ile, i że podobnie…
W niektórych przypadkach, wcale nie tak nielicznych, dopiero po chorobie zaczyna się ten okres urlopu, który można nazwać czasem prawdziwej regeneracji. Oczywiście pod warunkiem, że spędzamy urlop we właściwy sposób (np. nie w domu, nie nadużywamy alkoholu, itd.).
Prawdziwy odpoczynek nie trwa też, jak to by się mogło wydawać, już aż do końca urlopu. Nie ma tak dobrze. Znowu – jesteśmy tylko ludźmi. Pod koniec urlopu naturalnie wracamy już myślami do pracy, do codzienności.
Możemy zacząć myśleć o jakichś sprawach zawodowych, może obudzić nas w nocy jakaś sprawa czekająca na nas po powrocie. Nie mamy na to wpływu. Niestety również w tych ostatnich dniach urlopu nie do końca odpoczywamy. Czekają nas też formalności związane z powrotem, rozliczenia, pakowanie, podróż powrotna – godziny w samochodzie, w pociągu, na lotnisku… Dlatego warto też nie wracać w ostatnim dniu, zostawić sobie trochę czasu na aklimatyzację na miejscu, w domu.
Założenie, że będzie inaczej, może okazać się myśleniem życzeniowym.
Łatwo zauważyć, że z różnych przyczyn czas prawdziwego odpoczynku przy długim, jakby się wydawało, trzytygodniowym urlopie skraca się nawet do dziesięciu, kilkunastu dni. Postawmy sobie pytanie, co się stanie jeżeli ten schemat, przyłożymy do dwutygodniowego urlopu. Ile będziemy rzeczywiście odpoczywać? Kilka dni? Może trochę dłużej. A co w przypadku tygodniowego urlopu? Ostatnie pytanie to już pytanie retoryczne.
Oczywiste jest, że nie spełni on swojej funkcji. Można coś zobaczyć, gdzieś pojechać, ale na pewno nie odpocząć.
Wiele razy, gdy pytam kogoś „co słychać? I jak tam po urlopie?”, słyszę odpowiedź „po jakim urlopie?”, „Maciej – ja już nie pamiętam, że byłem/byłam na urlopie”. Moim zdaniem to efekt przede wszystkim zbyt krótkiego wyjazdu. W ostatnich latach zdobyłem doświadczenie już co najmniej czterech takich dłuższych trzy-, a nawet czterotygodniowych urlopów. Przy czym, zwykle wyjeżdżam na prawie cały ten czas i zwykle staram się zadbać, oprócz sfery fizycznej, także o elementy „duchowe”.
Moje doświadczenie jest zupełnie inne od wyżej opisanych. Przede wszystkim pod koniec urlopu autentycznie zaczynam tęsknić za swoim mieszkaniem, za „moją kanapą”… Nie wiem czy kojarzą Państwo to uczucie?
Dla mnie jest to pierwszy symptom, że urlop spełnił swoją funkcję. Są też inne sygnały. Nie wiem czy odpowiedzieliby Państwo teraz, od razu na pytanie czy gorąca woda w Państwa kuchni to ruch baterią do góry i w lewą czy w prawą stronę? Jest to jedna z tych rzeczy, które robimy automatycznie. Rzeczy które „pamięta ręka” a nie my. Jak trzeba, to po prostu wiemy. Po jednym z trzytygodniowych urlopów – autentycznie nie wiedziałem…
Są też inne, bardziej istotne efekty. Po takim urlopie – po prostu „rzucam się na pracę”. Jestem pełen nowych pomysłów, inspiracji… Czuje się naprawdę wypoczęty. Mam siłę, energię, aby je podejmować i realizować. „Nie zapominam” od razu o urlopie. Taki urlop wystarcza na długi czas. Na jak długo? Trudno powiedzieć… Bardzo ważne są też inne aspekty odpoczynku: regeneracja tygodniowa oraz regeneracja dobowa.
Zalecane są one m. in. przez Stephena R. Coveya w książce Najpierw rzeczy najważniejsze (ang. tytuł First things first). Jest to pierwsza z książek, które miałem na myśli podczas wywiadu dla Radia Gdańsk. Nie chcę absolutnie tej książki reklamować. Nie jestem też finansowo związany z jej autorem. Szczerze polecam ją Państwu – chociażby jako lekturę na urlop. Kilka dobrych słów o autorze poniżej – są to słowa moim zdaniem jak najbardziej zasłużone.
Mianowicie S. R. Covey rekomenduje, aby w każdym tygodniu jeden dzień przeznaczyć na prawdziwą rekreację (nie pracować, ale też nie sprzątać, nie gotować, tak aby ten dzień był rzeczywiście inny od pozostałych; Covey pisze też o aspekcie duchowym takiego dnia, np. o realizacji praktyk religijnych czy medytacji). Teoria Covey’a w tym zakresie wpisuje się, a nawet w pewnej części rozwija trzy podstawowe wymiary odpoczynku zdefiniowane przez nauki o pracy, w tym w szczególności przez prawo pracy – dobowy, tygodniowy i roczny. Szerzej o aspekcie tygodniowym i dobowym wypoczynku może napiszę przy innej okazji…
Wracając do urlopów – moim zdaniem kwestie prawne nie są tu kluczowe. Tym bardziej, że przepisy dają nam prawo „tylko” do nieprzerwanych 14 dni. Wydaje się, że najistotniejsze w tej sytuacji jest przede wszystkim, aby potrafić pozwolić sobie na porządny urlop. Wbrew pozorom dopiero kwestią „nr 2” jest przekonać do tego swojego pracodawcę, współpracowników, czy klientów oraz sprawy finansowe. Nie mówię, że to nie są kwestie ważne, że to nie są realne przeszkody. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Dla mnie „kwestia nr 2”, chociaż nie jest kwestią „nr 1” to jest nadal bardzo istotna kwestia… Mówię tylko, co moim zdaniem jest bardziej kluczowe.
Myślę, że w tej sprawie warto posłuchać. Jeśli nie mnie, to S. R. Covey’a. Dodam, że był to jeden z największych specjalistów z zakresu zarządzania (zmarł w 2012 r.). Doradzał rządzącym największym państwom i firmom na świecie. M. in. zdefiniował 4. generację zarządzania czasem i opracował system zarządzania czasem 4. generacji. Reprezentował on bardzo interesujące podejście do zarządzania (ang. management), w tym zarządzania ludźmi i zarządzania osobistego, które, i to z resztą nie on jeden, nazywał przywództwem (ang. leadership).
Przywództwo w ujęciu C. R. Coveya tym różni się od tradycyjnego zarządzania, że m. in. słupki na wykresach i czysty ekonomiczny zysk („zysk netto”) zastąpione są rzeczywistym efektem („wkładem”), dyrektywne wydawanie poleceń – przekazywaniem odpowiedzialności, ścisła kontrola – zaufaniem, a tradycyjny wyścig szczurów – „synergią współzależności”. Przekładając jego teorie na kwestię urlopów i odpoczynku – C. R. Covey zdecydowanie zaleca pracodawcom szczególną dbałość w tym obszarze, dbałość o „swoich ludzi”. Daje to firmom, które wdrożyły jego system zarządzania czasem wspaniałe rezultaty.
Jako doktor nauk prawnych, na sam koniec chciałbym dodać pojęcie „prawdziwej wiedzy” w ujęciu Anthony Robbins’a (ekspert z zakresu teorii zmian, w szczególności z zakresu psychologii zmian). Na marginesie polecam też jego książkę Obudź w sobie olbrzyma (ang. tytuł Awaken The Giant Within). I tu zaznaczam, że nie jestem w jakikolwiek sposób związany z A. Robbins’em i po prostu polecam ten tytuł. Prawdziwą wiedzą jest wg A. Robbins’a tylko to, co od razu (w danej chwili) możemy wdrożyć w swoim życiu.
Innymi słowy, jeżeli słyszymy coś np. na uniwersytecie albo czytamy coś gdzieś, np. tu i myślimy – „OK, nawet ciekawe…” albo „No… niezłe…”, ale nic z tym nie robimy, albo nawet myślimy – „Co za bzdura…”, czy „To nierealne…”, z góry odrzucając nowe informacje – dla nas te słowa pozostaną rzeczywiście tylko „teorią”. Głównie dlatego, że taka jest nasza osobista decyzja. Zdobycie „prawdziwej wiedzy” wymaga naszej otwartości i zaufania, naszego pragmatycznego działania. A. Robbins pomaga zdobywać prawdziwą wiedzę i wzbogacać nią swoje życie. „Uczy uczyć się”, ale tak naprawdę (a nie tylko formalnie, na papierze, zdobyć dyplom). Pokazuje jak się zmienić. Myślę, że jego lektura może pomóc Państwu zmienić kilka rzeczy w swoim życiu – być może podejście do urlopów.
dr Maciej Łaga, radca prawny
Świetny artykuł 👌
Dziękuję!
Widzę zdjęcie z mojego ukochanego Chełmna! <3 🙂